Zbliżały się święta, jednak jesień wcale nie miała zamiaru ustępować zimie. Żółte, czerwone i pomarańczowe listki wygrzewały się w słońcu jak kot na babcinym zapiecku i ani myślały o spadaniu.
Ulicami przemieszczały się choinki upchnięte w bagażnikach samochodów, inne z kolei wędrowały zupełnie same na ludzkich nogach. A w domach unosił się zapach pierników i pomarańczy.
POLECAMY
W jednym z takich domów mieszkał Maciuś. Miał siedem lat i bardzo lubił wyglądać przez okno, bo za oknem zawsze działo się coś ciekawego. Jednak tego dnia nie miał humoru, a wszystko przez prezenty. Nie żeby prezentów nie lubił, nic z tych rzeczy, bo prezenty uwielbiał, ale dostawać. A dokładnie przed chwilą jego starsze rodzeństwo, bliźnięta Pola i Staś, wpadło na genialny pomysł, aby w tym roku zrobić prezenty własnoręcznie. W dodatku wiadomość została przyniesiona do Maciusia w tajemnicy, czyli szeptem i na palcach, bo przecież rodzice i babcia Jadzia za nic nie mogą się dowiedzieć.
Dla Maciusia był to duży kłopot.
Bo jak zrobić coś własnoręcznie, gdy nie ma się pomysłu, a w dodatku najlepszą rzeczą, którą się potrafi, jest patrzenie przez okno.
Nie poczuł się lepiej, gdy zajrzał przez uchylone drzwi do pokoju Poli. Udało mu się zobaczyć fragment kolorowej włóczki. Pola robiła coś na drutach. Nie był jednak pewien, czy był to szalik, czy coś zupełnie innego, bo Pola zmierzyła drzwi podejrzliwym wzrokiem i schowała robótkę za siebie.
W pokoju Stasia było jeszcze gorzej, gorzej dla Maciusia, bo zauważył, że brat maluje na szklanych słojach. Piękne, kolorowe pociągnięcia pędzla zdawały się krzyczeć do Maćka: ty tak nie potrafisz!
Maciuś poczuł delikatne ukłucie w sercu, a w brzuszku niemiłe ciepło. Było mu szkoda, że Pola i Staś mają już pomysły, a on nie.
Wieczorem próbował zrobić coś na drutach. Niestety nie szło mu dobrze, włóczka się plątała, oczka uciekały, aż w końcu wszystko się popruło.
– To dla ciebie za trudne – powiedziała wyniośle Pola, zaglądając do pokoju chłopca. – A poza tym to mój pomysł i nieładnie jest podglądać.
– Ty teraz też podglądasz – zezłościł się Maciuś i poczuł, jak do oczu napływają mu łzy. Przeczuwał, że będą ich wielkie strumienie, więc bardzo mu ulżyło, gdy Pola wyszła.
Jedyne, co poprawiłoby mu teraz humor, to padający śnieg. Ale jesień się uparła i już.
Mijały dni. Maciuś bardzo się martwił, został jeden dzień do świąt, a on wciąż nie miał prezentów.
Tej nocy nie mógł spać. Czuł dziwny ucisk w brzuszku, ale nie był to głód, było to uczucie ogromnego żalu, że nie potrafi nic zrobić.
Gdy zaczęło świtać, usiadł na łóżku i wtedy je zobaczył, płatki śniegu spadające na parapet. Wirowały na wietrze jak białe baletnice, czasami łapały się za puchate ręce i przytulały do szyby. Zupełnie jakby chciały go pocieszyć.
Niewiele myśląc, założył ciepłe ubranie i wyszedł na dwór. Świat spał, słychać było jedynie ciche pochrapywanie. Dookoła było biało.
Ulepił śnieżkę i potoczył ją po śniegu. Nie wiadomo kiedy przed domem stanął bałwan, z oczami czarnymi jak koraliki, marchewkowym nosem i wiadrem na głowie.
Maciuś uśmiechnął się, bardziej do bałwana niż do siebie. Potem ulepił dwa kwadraty, mniejszy i większy, połączył ze sobą i na każdym zbudował wieżę. Starannie wyrzeźbił łukowe okna i drzwi. Teraz obok bałwana stał zamek.
Wtedy na dwór wyszła Pola, a za nią reszta rodziny.
– Jak tu pięknie – zachwyciła się mama.
– Jaki cudny zamek! – jęknęła Pola.
– A jaki bałwan! – przekrzykiwały się bliźnięta.
Po niedługim czasie obok bałwana stał drugi, większy, a Pola dolepiała kolejne wieże do zamku i budowała most.
Wtedy Maciuś przypomniał sobie o aparacie cyfrowym od babci. Szybko przyniósł go z domu i niepostrzeżenie robił zdjęcia.
Była na nich Pola lepiąca most, mama poprawiająca wiadro na głowie bałwanka, uśmiechnięty tata, Staś z rumieńcami, a nawet babcia pochylająca się nad zamkiem. Nie zabrakło też Maciusia, który zrobił sobie zdjęcie samowyzwalaczem.
Nagle poczuł przyjemne ciepło w sercu. Miał już pomysł na prezenty.
Od razu po śniadaniu pobiegł z aparatem do wujka Jurka. Wujek był informatykiem i znał się na komputerach jak nikt inny.
– Wujku, czy umiesz dotrzymać tajemnicy? – zapytał Maciuś.
– Ależ oczywiście – odparł wujek – nikomu ani słowa.
Resztę dnia Maciuś spędził w swoim pokoju. Nad czymś pracował, ale była to wielka tajemnica.
Jakież było zdziwienie i radość, gdy wśród prezentów pojawiły się te wyjątkowe. Skarpetki dla każdego zrobione przez Polę, kolorowe lampiony – dzieło Stasia i zdjęcia z dzisiejszego poranka, w srebrnych, tekturowych ramkach, zrobione przez Maciusia.
Tego wieczora Maciek wiele zrozumiał. Patrzył na ogień strzelający w kominku, skarpetki od Poli na nogach babci, lampiony w oknie i tańczące na zdjęciach płatki śniegu. Był dumny z siebie i z rodzeństwa, bo udało im się sprawić radość nie tylko bliskim, ale przy okazji także sobie.
Wiara w siebie i w swoje umiejętności, rozwijanie zainteresowań, sprawienie sobie i innym radości.