Na ten dzień rodzina Zosi i Staszka szykowała się od dawna. Wszystko było przygotowane – mięciutkie legowisko, szelki, smycz, miseczki i wiklinowy koszyk pełen gumowych gryzaków.
Mała, puchata kulka zwróciła ich uwagę już przy pierwszej wizycie w schronisku.
– Ojej, jaka śliczna! Biała, puszysta i taka słodka! – zawołała na jej widok Zosia. – Jak beza babci!
Psinka jakby wiedziała, że o niej mowa. Tak zamaszyście zamerdała ogonkiem, że przewróciła miskę z wodą.
– A do tego bardzo energiczna – dodał tata.
I wreszcie dziś Beza zamieszka w ich domu. Jak tylko przekroczyła próg, natychmiast zaczęła badać teren. Biegała od pomieszczenia do pomieszczenia. Zajrzała pod kuchenny stół, powęszyła w doniczkach, a na koniec weszła do salonu. Tu najpierw pokręciła się w kółko, a potem… hyc, wskoczyła na sofę.
– O nie, kanapa nie jest dla psów! – Zaśmiał się tata i przeniósł ją do legowiska.
Psina ostrożnie powąchała poduszkę, obróciła się kilka razy wokół własnej osi, aż w końcu zwinęła się w kłębuszek i zamknęła oczy.
– Jaka grzeczna! – Zachwyciła się Zosia.
– Ale mieliśmy iść na spacer – zaprotestował Staszek.
– Myślę, że Beza potrzebuje odpoczynku. To i dla niej jest dzień pełen wrażeń – wytłumaczyła mama. – Pozwólmy jej ochłonąć.
Na potwierdzenie słów mamy, z legowiska usłyszeli ciche pochrapywanie.
Podczas gdy rodzina zasiadła do obiadu, Beza nadal spała jak kamień...
Wymarzone cztery łapy
Wersja audio dostępna tylko dla prenumeratorów