Na opak

Anegdotka Kotka Łaskotka

Gdy mój synek, Kacper, był jeszcze małym chłopcem, w zabawny sposób przekręcał słowa - jak to dziecko. Mówił „komolotywa” zamiast „lokomotywa”, albo „barabar” zamiast „rabarbar”, najbardziej jednak lubiłem, gdy zaczynał coś śpiewać w swoim niepowtarzalnym stylu. Pamiętam, że kiedyś, po obejrzeniu paru odcinków serialu o pszczółce Mai, zaległ na dywanie i leżąc nieruchomo wśród klocków i innych zabawek, nucił piosenkę z czołówki filmu:

- „Jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzieeee…, świat, w którym baśń ta dzieje sięęę…, malutka pszczółka mieszka w niiiiim…, co wiedzie wśród owadów pryyyym!…”

POLECAMY

Zamilkł niespodziewanie - co sprawiło, że natychmiast podniosłem głowę znad czytanej właśnie książki i spojrzałem z niepokojem na swego synka. Bo musicie wiedzieć, drodzy małoletni czytelnicy, że my, rodzice, bardziej się niepokoimy, gdy nasze dzieci są ciche, niż wówczas, gdy drą się wniebogłosy.

- Co to jest prym? - spytał Kacperek.

- Przodować - wyjaśniłem uspokojony. - „Wieść prym”, czyli zajmować pierwsze miejsce, przewodzić innym.

Kacper wrócił do śpiewania, a ja do lektury. Zaraz jednak znowu zaległa cisza.

- Co znowu? - zerknąłem na niego znad książki.

- A „owia” - chciał wiedzieć Kacperek. - Co to jest „owia”?

- Owia? - zbaraniałem. - Nie przypominam sobie, żeby w piosence o pszczółce Mai występowała jakaś owia.

- Występuje - zapewnił Kacper.

- W którym miejscu?

Kacper chrząknął i zaczął śpiewać:

- „Tę pszczółkę, którą tu widzicie z…” - spojrzał na mnie wymownie.

- No?…

- „Z o w i ą Maaająąą!…„ - dokończył.

- „Zowią”, nie „z owią” - ryknąłem śmiechem. - „Zowią”, czyli nazywają!

- Aaaa… - zrozumiał Kacperek.

I aż do świąt Bożego Narodzenia udało mu się nie przekręcić ani jednego słowa - przez całe trzy tygodnie! Gdy jednak siedzieliśmy przy wigilijnym stole, Kacperek spojrzał na talerz czekający - zgodnie z tradycją - na zbłąkanego wędrowca, a potem zaśpiewał swoją ukochaną kolędę:

- „Przybetlejem do bieżeli psałterze!…”

- Przybieżeli do Betlejem pasterze - poprawiła go babcia Bogusia.

- Przybetlejem brzmi lepiej - uparł się mój synek. - To moja kolęda!

Bo Kacper lubił, gdy wszystko było na opak.

Nadal lubi. Ma już dwadzieścia sześć lat i gdy zasiadł w tym roku przy wigilijnym stole, uśmiechnął się, a potem zanucił pod nosem:

- Przybetlejem do bieżeli…

- …psałterze! - dokończyłem głośno.

- Znowu wszystko na opak? - westchnęła babcia Bogusia.

- Znowu - odpowiedziałem zerkając na pusty talerz czekający, zgodnie z tradycją, na zbłąkanego wędrowca. - Jedziemy?

- Z prezentami? - chciał wiedzieć Kacper. - Na wschodnią granicę?

- Tak - odpowiedziałem. - Z jedzeniem, ze śpiworami, z ciepłymi ubraniami…, tam czekają ludzie, którym trzeba zawieźć święta!

 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI